Chodzi o właściciela plantacji borówek amerykańskich Jerzego Wilczewskiego. On tłumaczy, że na te urządzenia dostał dofinansowanie z Unii Europejskiej i rozgania tylko chmury gradowe, by chronić uprawy. Jak mówi - część osób nawet mu dziękuje, że nawałnice omijają te tereny. Ma też świadomość, że niektórym mieszkańcom armatki przeciwgradowe przeszkadzają i łączą je z brakiem deszczu. Zapewnia jednak, że urządzenia te nie wpływają na ilość opadów.
Część rolników jest innego zdania. Skarżą się, że wysychają im uprawy, ogródki muszą podlewać wodą z wodociągów, za którą płacą. Widzą też jak - w związku z coraz większą suszą - zmienia się okoliczna przyroda.
Rolnicy interweniowali w urzędzie gminy, ale jak mówi wójt Tadeusz Tokarewicz - gmina nic nie może zrobić, ponieważ Jerzy Wilczewski działa legalnie.
Źródło:www.radio.bialystok.pl